Po materiał na swoją najnowszą płytę Mate.O sięgnął daleko w przeszłość. W rękach trzymam więc ogrom historii, bo aż 1500 lat utrwalonego dziedzictwa wiary naszych przodków.
Płyta ma zdecydowanie charakter misyjny. Buduje chrześcijańską tożsamość oraz skłania do refleksji, że jesteśmy przedłużeniem wiary przodków i nosimy na sobie brzemię odpowiedzialności za przekazanie jej kolejnym pokoleniom. Konfrontacja z setkami lat duchowej spuścizny sieje w serce pokorę wbrew współczesnemu indywidualizmowi, który nakazuje przekreślić to, co było i żyć dla własnego sukcesu. Ponadto z szacunkiem śledziłam jak poprzednie pokolenia postrzegały Boga. Był On dla nich przede wszystkim wszechmogący, łaskawy, ale też bardziej daleki niż przywykliśmy Go pojmować dzisiaj.
Wykorzystując teksty Jana Kochanowskiego, Joachima Neandera czy Jana Prochanowa, Mate.O sprawił, że „Pieśni naszych ojców” słucha się jak śpiewaną poezję. Podkładem dla niej są aranżacje znanych melodii z elementami muzyki i zaśpiewów ludowych oraz jazzu. Wariacje muzyczne w tym ostatnim stylu, wyrażane na fortepianie zwłaszcza przez Joachima Mencla, obezwładniały moją duszę maestrią harmonii dźwięków. Dały też przestrzeń na kontemplacje cennych myśli zawartych w słowach wyśpiewanych przez autora płyty. Chodzi przede wszystkim o pieśni pt. „Chwalże ma duszo Mocarza” oraz „Czyż tron Twój Panie”, gdzie drugie głosy należą do Natalii Niemen, a które to kompozycje przesłuchałam chyba najwięcej razy. W tych momentach muzyka stawała się sztuką do przeżywania.
Bardzo spodobał mi się też pozytywny utwór chwały pt. „Święty, święty, święty”. Ta dziewiętnastowieczna pieśń została uświetniona współczesną oprawą muzyczną oraz instrumentalnymi, przestrzennymi partiami smyczkowymi. Z kolei pieśń „Bliżej, o bliżej” urzekła mnie swoją delikatnością. Poza tym moje serce zdobyła piosenka „Nie w wymowie słów” z powodu upatrywania w Bogu wszelkich źródeł życia. Najmniej pasującą kompozycją do całości albumu jest „Kadosh” Paula Wilbura. Mimo wszystko nie można jej ująć braku pomysłu na interpretację i staranności wykonania.
Da się zauważyć, że płyta „Pieśni naszych ojców” jest dla Mate.O bardzo osobista. Autor wyznał, że przy jednej z nagranych pieśni nawrócił się. Wydaje się, że także przemyślania związane z ojcostwem wpłynęły na dobór tematyki projektu. Recenzowany album to też poniekąd hołd dla dziadka artysty, Wincentego Bryćki, który był prezbiterem polskiego kościoła baptystycznego i dożył z Jezusem stu lat. Jego zdjęcie wraz z fragmentem wiersza możemy zobaczyć wewnątrz książeczki.
Płytę polecam wszystkim wierzącym – młodym w Panu, żeby czerpali mądrość ze skarbca doświadczeń wiary poprzednich pokoleń, a starszym wierzącym, jako piękną pamiątkę, do której często się powraca. Jednak uważam, że największy sentyment do „Pieśni naszych ojców” będą żywiły osoby, które wychowały się w tradycyjnych kościołach protestanckich i pamiętają swoich rodziców oraz dziadków śpiewających wybrane przez Mate.O utwory na niedzielnych nabożeństwach.