2 marca swoją premierę kinową miał chrześcijański film „Moja miłość” upamiętniający życie Rachel Joy Scott, która 20 kwietnia 1999 r. stała się pierwszą śmiertelną ofiarą masakry w Columbine High School. Zgodnie z relacją świadka jej śmierci, Richarda Costaldo, zanim napastnicy wymierzyli w nią strzały, dziewczyna była agresywnie pytana o wiarę w Boga. Dla środowisk chrześcijańskich Rachel stała się symbolem męczeństwa.
Film „Moja miłość” pozytywnie mnie zaskoczył. Przyzwyczaiłam się bowiem, że produkcje z gatunku christian movies mają tendencje do upraszczania fabuły i kreowania bohaterów, których łatwo można poddać jednoznacznej ocenie. Filmowa Rachel jest inna, a powodów ku temu jest kilka. Po pierwsze została odtworzona na podstawie zapisków pochodzących z dzienników prawdziwej Rachel. Główna bohaterka jest więc autentyczna w swoich poszukiwaniach siebie i młodzieńczych aspiracjach. Łączy w sobie nastolatkową świeżość i dojrzałość wykształconą przez problemy rodzinne. Jest wierząca, ale niereligijna. Jej pierwsze doświadczenia z dorosłym życiem pozwalają Rachel zweryfikować wyznawane poglądy i określić się co do nich w praktyce.
Rozważając „Moją miłość” odniosłam wrażenie, że choć filmowa bohaterka miała osobiste doświadczenie z Bogiem, które ją wewnętrznie przemieniło, to jednak wydaje się, że wiele Jego cech, jak bezwarunkowa dobroć i miłość, pozostało jej jeszcze do odkrycia. Zmieniała co prawda świat wokół siebie, jednak w wielu kwestiach sama była mocno zagubiona. Pytania Rachel o sens życia nie znalazły niestety odpowiedzi podczas chrześcijańskich spotkań młodzieżowych, które raczej wyglądały jak grupa wzajemnego wsparcia ludzi o podobnych poglądach niż miejsce, gdzie aktywnie głoszone jest objawione Słowo Boże. Tym bardziej jej próby podążania za Bogiem są godne szacunku. Śmiało można podsumować, że Rachel była głęboką, szczerą ze sobą dziewczyną, co było dostrzegane przez jej rówieśników, których inspirowała. Podczas swojego krótkiego życia zdążyła być powierniczką dla wielu swoich kolegów i koleżanek, a jej inicjatywa i odwaga w relacjach międzyludzkich, wydobywały ze skrytych ludzi uśmiechy i dawały do myślenia. Te wszystkie cechy i zmagania ze sobą, zgodnie z marzeniem jeszcze kilkuletniej Rachel, dotykają dziś miliony ludzkich serc.
Dokładne odtworzenie bohaterki nie byłoby możliwe, gdyby nie dobra gra aktorska Masey McLain, która wcieliła się w rolę tragicznie zmarłej nastolatki i odegrała swoje sceny bardzo naturalnie. W wielu fragmentach filmu zdawało się, że po prostu była sobą. Sympatia, którą wzbudziła do prawdziwej Rachel, pod koniec seansu bez litości będzie wyciskać łzy z oczu wrażliwych widzów.
Film zawiera oryginalne materiały archiwalne nagrane tuż po masakrze. Producenci dobrali też aktorów wizualnie podobnych do prawdziwych uczestników wydarzeń.
Must-see dla osób interesujących się kulturą chrześcijańską.